Witajcie Kochani:-)
Dziękuję Wam serdecznie
za tak cudowne powitanie :-)
Aż mi się chce pisać znowu...
Dziś będzie o...marzeniach.
Każdy je ma,
wszyscy wiemy więc ,że są duże i małe,
zwykłe i bardzo niezwykłe,
takie do łatwego zrealizowania
i takie, których realizacja może nigdy
nie nastąpić...
Czasem czekamy na ich realizacje całe życie...
Przecież nie chodzi jednak,
by złapać króliczka,
ale by go gonić...
Moim , nie spełnianym przez lata, marzeniem,
było spróbować prawdziwej ceramiki,
takiej ulepionej z gliny,
lub wytoczonej na kole garncarskim,
oraz wypalić ja w piecu
po uprzednim szkliwieniu.
I wreszcie, po latach oczekiwania
miałam szanse działać w prawdziwej
pracowni ceramiki...
Ileż to było radości obcowania
z tym cudownym materiałem , jakim jest glina,
ileż możliwości wykazania się swoja kreatywnością...
Pamiętam pierwsze chwile,
kiedy przekraczałam próg pracowni,
wchodziłam do niej nie jak do jakiejś świątyni,
wchodziłam jak do Świątyni Sztuki.
Zajęcia początkowo odbywały się 2-3 razy w tygodniu,
aż pod koniec jeździłam tam codziennie...
I nie miało to dla mnie znaczenia,
że byłam często fizycznie zmęczona
(dalej pracowałam normalnie w gabinecie)...
No i powstawały kolejno
miniaturowe domki,
rzeźby, naczynia, gazony i wazony,
talerze i żardiniery...
a ja stawałam się coraz bardziej
szczęśliwa...
Było sporo działań,
ale nie wszystko na raz...
Będę odsłaniać kolejno
swoje ceramiczne kolekcje...
Miłego popołudnia!
Wreszcie w weekend będę mogła
pozaglądać do Waszych blogów,
za którymi bardzo się stęskniłam!
Wasza M.Arta